Cześć Łosie!!
Teraz z postem przychodzę JA! Hahahaha.
Jak zapewne wiecie (lub nie) dzisiaj (23.07) One Direction obchodzi swoją 5 rocznicę powstania. WOW! KIEDY TO ZLECIAŁO?! Nawet nie wyobrażacie sobie JAK dumna z nich i nas jestem!
"Przegrali X-Factor'a, ale wygrali cały świat." Czy może być coś bardziej prawdziwego? nie wydaje mi się.
Pomimo młodego wieku, osiągnęli naprawdę dużo. Osiągnęli coś, o czym niektórzy mogą tylko pomarzyć. Nie oszukujmy się. Nie każdemu to się udaje.
W prawdzie swoją przygodę z X-Factorem, zakończyli na 3 miejscu, jednak to nie był ich koniec. To był początek.
Mogłabym wymieniać wszystkie ich sukcesy i każdy dokładnie omawiać, ale... Czy jest sens? Większość możecie sprawdzić na Wikipedii, na kontach Updates czy po prostu wyszukując w Googlach.
Tak w BARDZO wielkim skrócie, chłopcy mogą pochwalić się:
- ponad 50 milionami kopii sprzedanych albumów (a może i aktualnie większą ilością, dane są mniej więcej z początku tego roku),
-96 numerami jeden,
-najlepszą sprzedażą w 2013 i 2014 roku,
-wygranymi ponad 250 nagrodami, w tym m.in. Brit Awards,
-One Direction jest również pierwszym boysbandem, którego wszystkie 4 albumy trafiły na pierwsze miejsce w Ameryce, POKONUJĄC TYM THE BEATELS CZY THE ROLLING STONES (!),
-w zeszłym roku na gali American Music Awards, byli pierwszymi nie-amerykańskimi artystami, którzy wygrali w kategorii "Artysta Roku" od 2002 roku i pierwszym boysbandem, który wygrał od 2001,
-pobili kilka rekordów Guinessa,
-WSZYSTKIE ich teledyski mają certyfikaty YouTube'a,
-ZAWSZE są na szczytach notowań i rankingów,
-wszystkie ich albumy i single mają po kilka platynowych, złotych, a nawet diamentowych certyfikatów.
Jak widzicie sukcesów jest wiele i można by wymieniać i wymieniać.
"From the bottom of the stairs to the top of the world"... Zdecydowanie!
Jestem z nich naprawdę dumna i nic, ani nikt tego nie zmieni.
Dzięki nim poznałam naprawdę mnóstwo wspaniałych ludzi i dzięki nim bardzo się zmieniłam. Patrząc na wspomnienia, wydaje mi się, że wyszło mi to na dobre.
Dzięki nim nie załamuję się i żyję dalej. Potrafię podnieść się po porażce i dalej się starać. To czego się nauczyłam, będąc przez te 4, prawie 5 lat w fandomie... To nie zniknie, to zostanie ze mną na zawsze. Te wszystkie wspomnienia zostaną. Ludzie mogą odejść, ale nie to. :)
To... To wszystko jest wręcz nie do opisania. Nie zwykle ciężko jest komuś wytłumaczyć o co w tym wszystkim chodzi, to po prostu trzeba przeżyć.
Tak szczerze, to nie mam pojęcia o czym mogłabym napisać i strasznie długo się nad tym zastanawiałam! Nie chcę kopiować niczyich pomysłów i chcę się trochę wyróżnić, więc postanowiłam, że napiszę tu o moim koncercie.
Pomijając fakt, że już dawno miałam to zrobić i obiecałam to wielu osobom... Halo, w końcu nadszedł ten moment! Hahaha.
Zacznę może od momentu, w którym dowiedziałam się, że ich zobaczę.
Cofnijmy się więc w czasie, hahaha.
23.10.2014 r. (czwartek)- Był to dzień, w którym została ogłoszona trasa na rok 2015. Dodam tylko, że był to wtedy dość męczący dla mnie czas i był taki nawał nauki, że albo wcale nie spałam, albo po 3/4 godziny, więc codziennie po szkole odsypiałam.
Koło 18 czy 19 obudziłam się i oglądałam z mamą coś w telewizji, przeglądając wtedy Twittera i było mnóstwo tweetów, w stylu "znowu nie przyjadą do Polski" był spam akcją, żeby przyjechali, a ja zupełnie nie ogarniałam o co chodzi. Wiadomo, zaspana i głodna Agniesia to kompletna pustka w głowie, hahaha.
Weszłam więc w tag, trafiłam na różne tweety kont Updates i Liama. W wielu był link do strony z miastami, jakie odwiedzą. Po przejrzeniu... No cóż. Nie było nic blisko. Może Austria, ale wiedziałam, że rodzice nie zgodzą się na wyjazd w środku tygodnia szkolnego.
Ale kto nie próbuje, ten nie zyskuje, prawda?
Zaczęłam więc rozmawiać o tym z mamą. Że od jakiś 4 lat jestem w fandomie, że nadal nie miałam szansy ich widzieć i tak dalej, i tak dalej. Chwytałam się wszystkich możliwych argumentów. Niestety. Powiedziała, że nie w tym roku, że może w następnym, że jestem za młoda, że nigdzie blisko nie ma, może gdyby był koncert w Niemczech, czy Wielkiej Brytanii i długo o tym rozmawiałyśmy. Dosłownie płakałam. Być może to moja ostatnia szansa i mi się nie uda?
Na koniec powiedziała, że może spróbuję porozmawiać z tatą jak wróci...
To było trochę dziwne, ale cóż.
Poszłam odrobić lekcje i za nim tato skończył pracę i pozałatwiał wszystko co miał, zasnęłam.
Nareszcie(?) przyszedł piątek (24.10).
Skończyłam wcześniej lekcje, wróciłam do domu, przebrałam się, zmyłam makijaż i poszłam spać. Co innego mogę robić? Sen życiem, hahaha. Jak się obudziłam, mama już była, zjadłyśmy obiad, pogadałyśmy i pomogłam jej pakować prezent dla wujka. Niby mało istotne fakty, ale nieważne.
Potem mama poszła się myć i przygotowywać (wow, 50, jakie party, wuhu), a ja myślałam co mogę zrobić, żeby namówić rodziców na koncert. Cały dzień o tym myślałam. Stwierdziłam, że super genialnym i jakże dojrzałym pomysłem będzie, jak zrobię kosztorys takiego wyjazdu. Zrobiłam taki do każdej daty. To była praktycznie moja jedyna szansa. Taki być, albo nie być. Albo się zgodzą, albo nie... Szczerze byłam pewna, że się nie zgodzą... Nie puszczą mnie. Wcześniej byłam za młoda, to teraz będę wystarczająco 'duża'? Nie wydaje mi się.
W końcu wrócił tato. Poczekałam, aż też się umyje, przebierze i w ogóle i kiedy wszyscy (rodzice, ja i brat, bo akurat przyjechał do domu na weekend) byliśmy w kuchni zaczęłam moją chwytającą za serce przemowę. Serio, do tej pory jestem w szoku, że tak mądrze(?) potrafię mówić! Hahahaha. Zaczęłam czytać ten kosztorys (serio, pełen profesjonalizm, nawet po przeliczałam ile za paliwo, gdybyśmy jechali samochodem, hahaha) i przeczytałam może pół pierwszego, a tato mi przerwał.
Moja pierwsza myśl: koniec. Nie ma szans, że w tym roku pojadę.
I wtedy tato powiedział mi, że nie potrzebnie się męczyłam, że wystarczyło powiedzieć, że chcę jechać.
Szczerze to nie wiedziałam jak zareagować. To do mnie kompletnie nie docierało. To było takie co?! O co chodzi, co się dzieje. Na pewno powiedzą mi, że nie mogę.
I wtedy zapytałam, czy "serio mogę jechać?"
Powiedzieli, że TAK.
Byłam wtedy prawdopodobnie najszczęśliwszą osobą na świecie. Jeszcze nigdy tak nie piszczałam i nie płakałam. Nawet przytuliłam brata!!! Tak. Do tej pory sama jestem w szoku! Hahaha. Ostatnio przytuliłam go na jego 18, czyli jak miałam jakieś 9 lat. Koniec. Hahaha.
Miny mamy nie da się wręcz opisać. Była prze, hahaha. Wisiałam na bracie jak małpka. Dosłownie, haha. W między czasie zadzwoniłam do siostry i o wszystkim powiedziałam (no może nie wszystkim, ale powiedziałam tyle ile dałam radę i sama zaproponowała, że ze mną pojedzie. Jeeej, mam już opiekuna!!
Jak emocje opadły, nadziękowałam się i w ogóle, rodzice powiedzieli mi tylko, żebym wybrała termin i postarała się uspokoić, bo cały czas płakałam i nie mogłam uwierzyć w moje szczęście. PO TAK DŁUGIM CZASIE, WRESZCIE ICH ZOBACZĘ!!!
Potem poszli na urodziny wujka, a ja zostałam z bratem (tak nawiasem, to później się dowiedziałam, że moje krzyki, piski, płacz etc słyszeli wszyscy sąsiedzi, bo potem pytali rodziców co się działo, czy coś się stało i tak dalej ;_; życie XD) i rozmawiałam z siostrą, który termin jest najlepszy.
Zdecydowałyśmy, że najlepszą opcją będzie Bruksela lub Finlandia, bo to jedyne koncerty w weekendy. Ostatecznie "wygrała" Finlandia, bo cóż... Sesja, hahaha. Hasztag studenckie życie i nigdy tam nie byłyśmy, a zawsze bardzo chciałyśmy.
Potem były nerwy związane z biletami. Sprawdzałam jakie są, wszystkie strony, logowania etc. MUSIAŁAM JE KUPIĆ! Za daleko z tym już zaszłam, żeby ich nie kupić.
Zdecydowałam się na Early Entry, bo wydawały się najlepsze. W każdym bądź razie.
27.10 miała ruszyć przedsprzedaż. O 8 rano polskiego czasu. Mam na myśli... No serio? Akurat na sprawdzianie z WOS'u? Jak miałam je kupić?
Na szczęście mój brat miał wykłady na 10, czy 11, więc mógł zrobić to on. WSZYSTKO mu wytłumaczyłam, które miejsca, co, gdzie i jak. Naprawdę. Setki razy, hahaha. W między czasie wysłałam kilkadziesiąt, może nawet i kilkaset tweetów z pytaniami do osób, które kupowały bilety przez internet we wcześniejszych latach. Byłam taka przestraszona, co jak się nie uda? Podejrzewam, że brat miał mnie dość, bo cały czas mu to mówiłam, a jak już pojechał to wysyłałam smsy i dzwoniłam.
W poniedziałek (27), od 6 dzwoniłam do brata, żeby wstawał i w ogóle. Delikatnie mówiąc, był wściekły, haha. Jak już napisałam ten sprawdzian (JAK MIAŁAM GO NAPISAĆ, JAK WAŻYŁY SIĘ LOSY MOICH BILETÓW?!), praktycznie wybiegłam z klasy i zadzwoniłam do brata.
Nie kupił.
Tłumaczył, że vip biletów nie było w przedsprzedaży, ale tak szczerze to nie chciałam wierzyć i stałam pod sekretariatem i brałam wifi, żeby sprawdzić czy naprawdę. Naprawdę. Trochę się uspokoiłam, bo nadal miałam szansę, hahaha.
01.11- dzień kupna biletów!
Sprzedaż znowu miała ruszyć o 9 czasu fińskiego, czyli o 8 naszego. Wstałam koło 6 i od tamtej pory siedziałam z laptopem i miałam wszystko przygotowane. Kartę kredytową, wszystkie potrzebne dane etc.
NIGDY tak bardzo się nie denerwowałam, szczególnie, że ciężko było wejść na stronę.
Dosłownie cały czas się logowało, lub zaraz zaczynało od nowa.
Rozumiecie ten problem? Hahahaha.
W końcu wybiła 8!!!
... A strona nadal się nie załadowała. Łzy leciały strumieniami. Nie uda się...
JEDNAK o 8:01 wreszcie się załadowało!!
To była dosłownie gra sekund, tak szybko wybrałam te bilety... PRAWIE BYŁY MOJE!!!
Musiałam jeszcze je kupić i mogłam płakać, tym razem ze szczęścia.
Niestety, jestem wybitnie tępa i nie ogarniałam jednej rzeczy. Czas leciał, a ja nadal ich nie kupiłam.
Przy kupnie było jakoś tak, że w ciągu pół godziny trzeba było dokonać transakcji, bo bilety przepadały. Próbowałam na różne sposoby, aż w końcu mama zadzwoniła do banku (TO CO, ŻE 8 RANO WE WSZYSTKICH ŚWIĘTYCH, PFF) pan wszystko wytłumaczył, ja w końcu wpisałam I KURCZE UDAŁO SIĘ!!! O 8:16 MOJE MARZENIE BYŁO PRAKTYCZNIE, ŻE NAMACALNE! Nigdy, nawet jak się dowiedziałam, że mogę jechać tak nie piszczałam. Pan się śmiał, ale co tam. Moje kilkuletnie marzenie się spełnia! Byłam prze szczęśliwa. Jak mogłam spokojnie stać na cmentarzu i być poważna, dosłownie dwie godziny po tym? To było nie wykonalne, haha.
Bilety wydrukowałam dopiero 3 listopada i dla zainteresowanych: o 15:58, hahaha.
WRESZCIE TRZYMAŁAM JE W RĘCE!!!
No i tak leciał czas. Nie ma sensu opisywać każdego dnia wyczekiwania, bo odkąd mogłam jechać to było 246 dni, więc wątpię, że chciałoby się każdemu to czytać, hahaha.
W między czasie wszystko ogarniałyśmy no i niestety okazało się, że trzecia osoba... Powiedzmy, że nie mogła jechać. Ale przecież nie zrezygnujemy, prawda? Zarezerwowałyśmy hotel, kupiłyśmy bilety na samolot i próbowałyśmy sprzedać ten jeden bilet. Tbh nie było łatwo, bo mało kto chciał kupować pojedynczy bilet, a większość Polaków jechało do Wiednia, cóż.
JEDNAK jakoś na początku czerwca napisała do mnie przekochana osóbka, nazywana powszechnie Kasią! Miała tam jechać, jednak nie miała jeszcze biletu i tak jakoś wyszło, że kupiła go ode mnie. Od razu spadł mi kamień z serca + miałam z kim być i w ogóle.
Nareszcie nadszedł czasu wylotu.
26.06 (piątek)- tak w skrócie, to musiałyśmy wstać koło 3 czy 4 rano, ogarnęłyśmy się, zjadłyśmy śniadanie i pojechałyśmy (właściwie to pojechaliśmy, bo brat zawoził nas na lotnisko) na lotnisko. Do Warszawy przyjechałam bodajże w środę, więc droga na lotnisko zajęła jakieś pół godziny. Przyjechaliśmy jakieś 2,5 godziny przed wylotem, więc przez pół godziny, zanim podali do którego terminalu mamy się kierować nerwowo tuptusiałam i chodziłam między piętrami, no bo kurcze... Chcę już lecieć! Hahaha.
Później przeszłyśmy te wszystkie kontrole etc, kupiłyśmy sobie jakieś gazetki i poszłyśmy do poczekalni, czy jakkolwiek to się nazywa. Szczerze myślałam, że umrę z nudów, mimo, że było wcześnie, to tak mega słońce grzało, że szok.
Po dłuższym czasie, WRESZCIE BYŁYŚMY W SAMOLOCIE. To było tak mega ekscytujące, bo wiedziałam, że kurcze, już lecę do Finlandii. Koncert i moi chłopcy są coraz bliżej!
Ogólnie też taki mały problem wynikł, bo nie dostałam ważnego maila i napisałam do LiveNation i okazało się, że nie mieli mnie na liście :"""""). Przeczytałam tego maila dosłownie 5 minut przed wylotem i rozryczałam się w środku kolejki. Ogólnie na tej liście byłam, ale ktoś nie dokładnie powysyłał maile. SOŁ SŁIT.
Przy okazji nie polecam też lotniskowego jedzenia, hahaha.
No i wreszcie Helsinki!!!
CAŁY lot przesiedziałam wyszczerzona i niektórzy ludzie gadali między sobą o co cho, ale yolo, hahaha. Byłam coraz bliżej spełnienia marzeń.
Zabawna historia: Obok nas siedział taki pan ok. 30 letni, z jakiegoś kraju arabskiego, który cały czas patrzył na moją piękną paczkę Skittlesów. Aż mi było głupio je jeść. Oczywiście nauki mamusi nie poszły w las i poczęstowałyśmy tego pana. JA mam obsesję na ich punkcie i je kocham, ale ten pan... Dosłownie się nimi delektował, haha. I ogólnie to cały lot próbował zagadywać do mojej siostry i dzikie podrywy były, hahahahaha.
Żeby było zabawniej, to potem na lotnisku biegł za nami, żeby się pożegnać i że ma nadzieję, że jeszcze się spotkamy. AHA. NIE?
No ale dobra! Jesteśmy w Helsinkach! Za jakieś 30 godzin zobaczymy chłopców!!!
Kupiłyśmy bilety i... I tu pojawił się pierwszy problem, bo nie ogarniałyśmy gdzie jechać. :)
Na szczęście bardzo miły pan, pomógł nam ogarnąć dojazd (wszystko nam rozrysował nawet i dał nam mapki i rozpiski :") )
Ogólnie komunikacja miejska w Finlandii mnie przeraża, bo tam nie było nazw przystanków... Wysiadasz, gdzie uważasz. Ok, pozdro 600. Już nie wspomnę o stanie w jakim były te przystanki. I szczerze to przepraszam za wyrażenie, ale to trochę zadupie. Ze wszystkich lotnisk to było... Najdziwniejsze i takie... Puste? I ogólnie to tam wszędzie jest syf i tak serio dziwnie i pusto i nudno i zupełnie inaczej niż myślałam. Po drodze jakiś 3 Rosjan po pięćdziesiątce nas zagadywało i nie mogli zrozumieć, że my rozumiemy co oni do nas mówią, ale nie umiemy mówić po rosyjsku, idk.
W każdym bądź razie miałyśmy większy problem. Jak się dostać do hotelu, hahaha. Próbowałyśmy iść jakoś na czuja, ale coś nam nie wychodziło, więc zapytałyśmy o drogę jakieś 3 dziewczyny. Były niezwykle miłe i zaprowadziły nas pod samo wejście. :") W między czasie dowiedziałyśmy się, że one także są fankami i idą na koncert. I ZAPYTAŁY SIĘ NAS, CZY WIEMY CO TO SĄ ŚWIATŁA (te takie np od przejścia), AHA? Ale nic, byłyśmy wreszcie w hotelu, zameldowałyśmy się, rozpakowałyśmy i ogarnęłyśmy i poszłyśmy połazić po mieście i kupić coś do jedzenia. Of kors, jak to my, polaczki cebulaczki, poszłyśmy do maka. Szczerze to tam jest przedziwnie, bo są ludzie, którzy przynoszą Ci wszystko do stolika, oki. Ale to i tak mega nie ogarnięte, bo ma kilka zamówień, pomieszanych w sumie i tak naprawdę mogłyśmy wziąć co chciałyśmy, hahaha. Przy okazji pani kasjerka jakoś nie mogła się z nami dogadać (ja cały czas patrzyłam na jej rzęsy i makijaż, bo były wręcz przerażające), a z angielskim tak o jej szło. No cóż. Skończyło się na tym, że dostałyśmy jakieś dziwne wrapy (chociaż całkiem okej były), frytki z chili, sałatkę z dziwnym sosem, którego bliżej określić się nie dało no i moja siostra zamiast sprite zero dostała zwykłą coca-colę, ALE TO SZCZEGÓŁY.
(Pomińmy fakt, że już wszystko zjadłyśmy, ale zdjęcie jest, hahahaha) |
Trochę aww, friendship goal |
Opaski na rączce Kasi, pozdrawiam :* |
Prezenty- torba, power bank i plakietka |
I potem poszłyśmy do takiej grupki, którą zaprowadzili do kolejnej kolejki i OMG BYŁYŚMY PRAKTYCZNIE NA POCZĄTKU!!
Obrazowo, ile było ludzi, a to były zwykłe stojące bilety. Więc to razy dwa :) |
Jak stoi ta dziewczyna w białej bluzce, to był początek!!! |
I... ZACZĘŁO SIĘ WPUSZCZANIE NA STADION!!! To był szał! Weszłam/wbiegłam na stadion i mnie zamurowało. Zaczęłam ryczeć, ale biegłam, żeby zająć dobre miejsce. Po przepychałam trochę dziewczyny z Rosji I BYŁAM W PIERWSZYM RZĘDZIE. TO JEST NIE DO OPISANIA, PO PROSTU: SDIOFHSDIHFIOSDHFOIDSHFISDHFOSDHFIHDSIOFHDSIOFHOSD!!! WOW!!
Szczerze to otaczały mnie same sezonówki, lub dziewczyny, które przyszły po to, żeby powstawiać zdjęcia na instagrama, snapa czy cokolwiek tam miały :))))
Jedna spała, druga miała zatyczki czy tam słuchawki w uszach, a trzecia miała wszystko w d... nosie i cały czas smsowała, siedziała na facebooku i tych innych. P O R A Ż K A!
Jak zaczęli puszczać teledyski i z Kasią tańczyłyśmy, śpiewałyśmy, skakałyśmy i w ogóle, to zwróciły nam uwagę, że co my robimy, jak się zachowujemy, jesteśmy w miejscu publicznym, nie jesteśmy same, żebyśmy się uspokoiły etc... AHA?! Support był spoko, McBusted było p r z e ś w i e t n e! Serio. Issac... Nie był najgorszy, ale to nie mój typ, a szczerze większość tych dziewczyn zachowywało się jakby przyszły dla niego, nie dla chłopców. No cóż. Ogólnie przykładów chamstwa można by podawać mnóstwo, ale nie ma chyba sensu.
Dosłownie 5 minut przed tym jak zaczęło się intro i w ogóle, przyszedł ochroniarz Louis'a- Alberto i na początku go nie zauważyłam i Kasia mi go pokazywała, a ja nie mogłam uwierzyć, że osoba, która jest tak blisko z Lou, jest teraz dosłownie na wyciągnięcie ręki. Wyszczerzone patrzyłyśmy na niego i podszedł do nas i chwilę gadaliśmy i zapytałyśmy się czy zrobi z nami zdjęcie (ogólnie to te wszystkie 'fanki' zastanawiały się o co nam chodzi, ew), ale niestety nie mógł, bo praca i przeprosił nas i powiedział, że może przybić z nami piątki. OMG. Potem odszedł, a ja patrzyłam na moją flagę i na niego i podszedł jeszcze raz i zapytał się co tam i zapytałam się, czy chce [flagę], zapytał się co to i potem z jakiego kraju ta flaga etc i obiecał, że przekaże i ogólnie to ją rozłożył i złożył ładnie w kostkę i wziął ze sobą. HALO, CZY JA WYGRAŁAM ŻYCIE?? >>>>>>>>>>
(3 OD GÓRY SCHODEK TO MOJA FLAGA!!!)
Potem przyszedł też.. Oli, czy jakkolwiek jego imię się pisze, ale to najmniej istotny fakt.W końcu przyszedł czas na chłopców... To... To po prostu nie do opisania, ja piszę ten post i trzęsą mi się ręce. Szczerze nadal nie wierzę, że ich widziałam! Ja... Nie wiem nawet co mogę napisać. Ten czas tak szybko zleciał i wszystko pamiętam jakby przez mgłę! Do Ready To Run to było takie OMFG JA ICH WIDZĘ, ONI SĄ PRAWDZIWI, CO?! NIE WIERZĘ!! Ale to nadal nie było takie pełne(?), ale jak Liam na mnie pokazał, do mnie zaśpiewał TO COŚ WE MNIE PĘKŁO I TO BYŁO TAKIE UDFHSOISDJFSDJFOPDSJFOPDSJFPODSJFDHFIDS! NIGDY, N I G DY, PRZENIGDY TAK NIE PŁAKAŁAM JA NIE MOGŁAM SIĘ USPOKOIĆ PRZEZ 3 PIOSENKI I WTEDY NAPRAWDĘ DO MNIE DOTARŁO, ŻE ICH WIDZĘ I SĄ NAPRAWDĘ PRAWDZIWI. TO BYŁO TAKIE.. DOSIFHSIDHFIOSDHFOISD! TO NADAL TAKIE JEST >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
W OGÓLE TO BYŁ KONCERT NASZYCH MOMENTÓW, SERIO >>>>
DODATKOWO LOU ZOBACZYŁ 'PLAKAT' KASI Z "#PROUDOFLOUIS" I TAK SŁODKO SIĘ UŚMIECHNĄŁ I TAKIE "OH FU3K" SDPFJSDIFHI A JA CAŁY CZAS SIĘ DARŁAM 'LOU LOOK" I POMAGAŁAM TRZYMAĆ I NOFSIDHIDSHFISAHFIOSD
JA.. SERIO KURCZE NIE WIEM CO MOGĘ PISAĆ, BO CAŁA SIĘ TRZĘSĘ I PŁACZE. IDK SONDFHSDIHFISODHFOISDHFOIDSHFOISDHFOIDSHFOIDSHFOISDHFIO
TEN CZAS TAK MEGA SZYBKO ZLECIAŁ I ONI SĄ TACY IDEALNI >>>>>>>>>>>>>>>
Liam konkretnie mnie zaskoczył, bo... TO JAK ON KUŹWA WYGLĄDA NA ŻYWO >>>>>>>>>>>
TO JEST NIE DO OPISANIA >>>> WYGLĄDA DOSŁOWNIE JAK WYJĘTY Z GAZETY. I D E A L N Y! MA PERF FIGURĘ I JA NIE WIEM CO MOŻNA OD NIEGO CHCIEĆ.
TO SAMO Z LOU >>>>>>>>>>>>>>>>>>>>>
TAK SAMO HARRY I NIALLER >>>>>>>>>>>>>>>
WŁOSY HARRY'EGO WYDAWAŁY SIĘ TAKIE MIĘKKIE, ŻE OMG
NIALLER TO ZAWSZE TAKI MIŚ, ALE JAKI MIŚ >>>>>>>
W OGÓLE ICH KONTAKT Z FANAMI, SZCZEGÓLNIE LIAMA TO ŻYCIE. SERIO >>>>
JA... JEJKU, NAWET NIE MOGĘ TEGO OPISAĆ >>>>>>>>>>>
ODDAŁABYM WSZYSTKO, ŻEBY ICH ZOBACZYĆ JESZCZE RAZ, ALE WIEM, ŻE JUŻ WIDZIAŁAM, CHOCIAŻ TEN JEDEN RAZ I JESTEM NAJSZCZĘŚLIWSZA I TAK MEGA WDZIĘCZNA!
Ktoś też zapytał jak z Zaynem... Nie jestem pewna czy powinnam tak mówić, ale szczerze nawet nie odczułam tego, że jego nie było. W piosenkach w ogóle nie dało się tego zauważyć. Wprawdzie co jakiś czas łapałam się na tym, że wracałam wzrokiem/telefonem, żeby nagrać Zayna, piątego członka i... Nie było go, co było dosyć przykre, ale chłopcy to nadrobili i jestem im niesamowicie za to wdzięczna. Że zostali i się starają.
To wszystko jest nie do opisania i naprawdę... Mogłabym omawiać wszystko, ale jak sobie to przypominam, to płaczę.
Niestety wszystko co dobre, szybko się kończy, a jak jest OFHSODIFHSOIDHFIOSD to już w ogóle :(
Trzeba było wracać :(
Wróciłyśmy do hotelu, pożegnałyśmy się z Kasią i poszłyśmy spać. Nie to, żeby jakoś szczególnie długo, bo może jakieś 3/4 godziny i pojechałyśmy na lotnisko. Tbh tam wszędzie są jakieś napalone zboki, just sayin'!
Ogólnie to było zimno, brudno i chciałam spać i jeść i w ogóle to chciałam już być w Polsce. Naprawdę, nigdy tak nie tęskniłam, hahaha.
Jedyne w miarę ładne ujęcie, hahaha. I Pan Mewa. |
Raj, czy raj? |
Wyżywienie życia. Jeszcze były nie dobre kanapki i coś co miało być spaghetti i pizzą, ale chyba nie wyszło. |
12 godzin to zdecydowanie za dużo. Ale za to wifi było, hahaha. |
Dobra, to chyba tyle, hahahahaha.
A Wy widzieliście kiedyś chłopców?
Jak Wam minął dzień, robiliście coś specjalnego?
Co w ogóle o nich sądzicie? Są tu jacyś fani? Hahaha
Do następnego, ja kopytkuję jeść!!
Paaa,
Aga :) x